Przełom sierpnia i września to tradycyjnie okres organizowania dożynek i dziękowania za plony. Warto więc zapytać, jakie były tegoroczne żniwa i czy rolnicy mogą czuć się zadowoleni. Zdaniem fachowców, zbiory okazały się bardziej obfite jak przed rokiem.
Jak mówi Jan Kałużny, kierownik Powiatowego Zespołu Doradztwa Rolniczego dla powiatów: kępińskiego, ostrzeszowskiego i ostrowskiego, przyczynił się do tego brak suszy. Suma opadów w maju i czerwcu okazała się wystarczająca, by jej zapobiec.
– Plony są duże większe, w niektórych gospodarstwach nawet o dwadzieścia i więcej procent – podkreśla J. Kałużny. – Natomiast jest pewien kłopot ze zbytem i odpowiednią ceną. Tak się u nas utarło, że kiedy czegoś jest w nadmiarze czy więcej niż normalnie to cena leci w dół. W tym wypadku większość zbóż staniała. Zboża konsumpcyjne, jak żyto i pszenica, kosztują poniżej 600 złotych za tonę. Dodatkowo, elewator w Kępnie czy okoliczne młyny, które skupują na cele niepaszowe tylko konsumpcyjne mają już zrobione zapasy i czasami rolnik, który żyje tylko z pola ma problem, żeby zboże zbyć.
Doradcy rolniczy zalecają więc, aby nie sprzedawać zboża od razu, w miarę możliwości magazynować je do momentu aż ceny ponownie pójdą w górę. Pytanie tylko, kiedy to nastąpi?
-Trudno jest to przewidzieć – przyznaje J. Kałużny. – Jednakże w okresie późnej zimy i wczesnej wiosny cena jest już trochę lepsza. Poza tym, znaczna część zboża pójdzie na paszę, co też się prawdopodobnie przełoży na ceny, głównie trzody, drobiu, a także bydła opasowego, bo w tej chwili jest ono też dokarmiane paszami treściwymi.
Co ważne, zbiory poprawiły się zarówno w przypadku zbóż ozimych, jak i jarych.
– Jak się sytuacja nie będzie pogarszała, to i kukurydza przy jesiennych zbiorach też będzie na właściwym poziomie – uważa kierownik Kałużny. – Nie będzie takich problemów jak w ubiegłym roku, kiedy ziarnowa kukurydza zawiodła ze względu na małe opady w sezonie.
Wspomniane niskie ceny to niestety nie jedyny problem, z jakim zmagać się muszą rolnicy. Dotykają ich również bowiem trudności związane z pandemią koronawirusa. Ci spośród nich, którzy skierowani zostali na kwarantannę i siłą rzeczy musieli przebywać w izolacji mieli poważne problemy z załatwianiem bieżących spraw związanych z prowadzeniem gospodarstwa. Stąd też oczekiwanie na wsparcie ze strony rządu, podobne, na jakie w ramach „Tarczy antykryzysowej” mogli liczyć przedsiębiorcy. Nie ulega wątpliwości, że niezwykle wymagający i zależny od wielu czynników zewnętrznych rodzaj działalności. Trudno się więc dziwić, że liczba parających się nią osób systematycznie spada, także w naszym regionie.
– Daje się zauważyć, że w ciągu ostatnich lat liczba gospodarstw typowo towarowych, które żyją tylko i wyłącznie z produkcji rolniczej systematycznie maleje – potwierdza J. Kałużny. – Gospodarstwa, które funkcjonują w oparciu o swoje zasoby starają się powiększać, żeby mieć ulepszony warsztat pracy. Kupują maszyny, uczestniczą w programach unijnych. Natomiast małe gospodarstwa, które do tej pory jeszcze funkcjonują, z reguły mają dopływ środków z zewnątrz, z innych źródeł. Ktoś pracuje za granicą lub jest osoba pobierająca emeryturę. Właściciele są już tą sytuacją zmęczeni, więc zbywają swoje gospodarstwa na rzecz tych dużych bądź oddają je w dzierżawę. W ten sposób duże gospodarstwa się powiększają, intensyfikują produkcję, tak, żeby mieć z czego żyć.
Zmieniają się także profile produkcji. Przybywa tzw. gospodarstw dwukierunkowych, czyli takich, gdzie oprócz profilu podstawowego, prowadzonego często od wielu lat, wprowadza się drugi, uzupełniający. Jako przykład, J. Kałużny podaje hodowlę jednocześnie bydła mlecznego i opasowego.
– Jeżeli w danym czasie spada cena mleka, to dokonuje się sprzedaży bydła opasowego, w przypadku którego są większe możliwości wykorzystywania gorszych jakościowo pasz, pastwisk, łąk itp. – wyjaśnia.
W parze z hodowlą trzody chlewnej idą z kolei czasem różnego rodzaju usługi, dające szansę utrzymania płynności finansowej w okresie spadku koniunktury na rynku wieprzowiny.
-My, jako doradcy, zawsze propagujemy, aby nie ograniczać się do jednego kierunku – dodaje nasz rozmówca. – Kiedyś była modna specjalizacja w jednym kierunku, natomiast w tej chwili trzeba sobie zachować jakąś alternatywę.
Pomimo jednak wszystkich wspomnianych trudności, w opinii J. Kałużnego, perspektywy dotyczące polskiego rolnictwa nie są złe. Wielu producentów znakomicie radzi sobie w konkurencji nie tylko z rodzimymi, ale także z zagranicznymi przedsiębiorstwami, co daje nadzieję na lepsze jutro.
Ala tak pięknie umie zbierać plony.